Chikungunya w Dordogne: „Ból wszędzie, gorączka, dreszcze”. Cztery potwierdzone przypadki w Bergerac

W dzielnicy mieszkalnej Les Costes, gdzie od początku sierpnia odnotowano kilka przypadków zakażeń u tubylców, niektórzy mieszkańcy są zaniepokojeni i podejmują działania... Inni są ledwo świadomi
To mała dzielnica mieszkaniowa o nazwie Les Costes, na wschód od Bergerac, w regionie Dordogne. Wciśnięta między park biznesowy a zbocza winnicy Pécharmant. Okolica, o której nigdy nie słyszeliśmy, poza przypadkami gorączki chikungunya wykrytymi tam na początku sierpnia. Cztery przypadki zostały już potwierdzone przez Regionalną Agencję Zdrowia Nowej Akwitanii (ARS). Ale inne prawdopodobnie pozostały niezauważone.
André (1) był pierwszy. „To mnie rozwaliło” – przyznaje. „Ból w całym ciele, gorączka, dreszcze… Spędziłem dwa dni w łóżku, nic nie jadłem, a moje nogi były fioletowe i jakby sparaliżowane. Lekarz stwierdził, że mam wszystkie objawy, a badanie krwi potwierdziło diagnozę kilka dni później”.
Piętnaście dni po ukąszeniu André nadal czuje się zmęczony. Ale nie potrzebował hospitalizacji. „Mój lekarz powiedział mi, że jestem już odporny”. Chwali skuteczność środków mających na celu powstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa. „Minęło chyba pół godziny od momentu postawienia diagnozy do momentu, gdy przyjechali, żeby ostrzec ludzi i ogłosić kontrolę nad komarami”.
Leczenie radykalneLaboratorium, które przeanalizowało zanieczyszczoną próbkę krwi, podniosło alarm, a ARS podjęło niezbędne kroki. „Pracownicy ARS przyszli do mojego domu” – powiedział inny mieszkaniec. „Chcieli wiedzieć, czy mam jakieś podejrzane objawy i ostrzec mnie, że zamierzają przeprowadzić w okolicy zabiegi zwalczania komarów”.
Przeprowadzono je w nocy z 11 na 12 sierpnia oraz od 18 sierpnia do wtorku 19 sierpnia. „Musieliśmy zamknąć okna, żeby zapobiec przedostawaniu się produktu do środka” – powiedział jeden z mieszkańców. „Było bardzo głośno. Zamknąłem kota w domu, tak jak prosili. Nie był zadowolony!”
„Kiedy się starzejesz, mogą pojawić się naprawdę poważne komplikacje”.
„Myślę, że pojechali ulicą z opryskiwaczem, a potem przez ogrody z przenośnymi maszynami” – powiedział inny. „Ostrzegali nas, chcieli się skupić szczególnie na żywopłotach”.
Według André, leczenie jest dość radykalne. „Wcześniej, gdy tylko zbliżyłem się do żywopłotu, komary rzucały się na mnie” – opowiada. „Teraz ich nie ma. Ale to zabija też resztę” – mówi, wskazując na setki martwych owadów na ogrodowych płytach chodnikowych.
„Prowadzimy z nimi wojnę”.Niektórzy mieszkańcy są zaniepokojeni. „Kiedy się starzejesz, mogą wystąpić dość poważne komplikacje” – mówi ta dziewięćdziesięciolatka. „Upewniam się, że nie ma punktów poboru wody, w których mogłyby składać jaja, bo jeśli się rozprzestrzeni, może to być niepokojące”.
Inni wręcz przeciwnie, nie podejmują żadnych działań. Niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy, że przypadki zakażeń wśród tubylców zdarzają się zaledwie kilkadziesiąt metrów od ich domów.
Nie wynika to jednak z braku ostrzeżeń. „Ratusz bardzo edukował w tej kwestii” – chwali François-Xavier Lesot, dyrektor winiarni Les Farcies du Pech. „Wypowiadamy im wojnę, wsypujemy organiczny środek larwicyd do stawów i pułapek na dorosłe osobniki. Bez tego nie moglibyśmy jeść na świeżym powietrzu”.
(1) Imię zostało zmienione.
SudOuest